Nowa deontologia urbanistów?

Dokładnie przed dwoma laty w felietonie: Deontologia urbanistów? pisałem:

Wyartykułowane w „Zasadach etyki zawodowej urbanistów” (Rozdział II, pkt 3,4,5) powinności stricte „urbanistyczne” to:

a)   obowiązek zachowywania równowagi pomiędzy interesem publicznym i prywatnym,

b)   obowiązek realizacji zasady zrównoważonego rozwoju,

c)   obowiązek propagowania ładu przestrzennego.

To wszystkie (wg Izby) obowiązki i normy moralne (?) obowiązujące urbanistę!

„(…)I szli krzycząc: Polska! Polska! – Wtem jednego razu

Chcąc krzyczeć zapomnieli na ustach wyrazu

Pewni jednak, że Pan Bóg do synów się przyzna

Szli dalej krzycząc: “Boże! Ojczyzna, ojczyzna!”

Wtem Bóg z Mojżeszowego pokazał się krzaka

Spojrzał na te krzyczące i zapytał: Jaka?”

Po lekturze „Zasad etyki zawodowej urbanistów” trudno nie zapytać słowami Słowackiego: etyka urbanistów! Jaka?! 

 

 „Zasady etyki zawodowej urbanistów” nie uległy dotychczas jakiejkolwiek modyfikacji – dzisiaj możemy więc ponowić pytanie: jak powinien brzmieć kodeks powinności urbanistów?

W cytowanym na wstępie felietonie zwracałem uwagę na „uniwersalność” większości obowiązujących zasad etyki urbanistów polegającą na tym, że po wpisaniu w miejsce słowa „urbanista” nazwy dowolnego zawodu zasady te mogą być wykorzystane jako Zasady etyki tej grupy zawodowej.

2011-09-08 w jednej z ogólnopolskich gazet został opublikowany niezwykle interesujący tekst Po co ludziom sądy?  autorstwa dr hab. Tomasza Tadeusza Koncewicza.

W mojej ocenie tekst ten (po drobnej modyfikacji polegającej na zastąpieniu "sędziów" - "urbanistami" a "sądzenia" - "planowaniem")  niezwykle trafnie i wyczerpująco definiuje obowiązki i normy moralne niezbędne do wykonywania zawodu urbanisty,  pełniącego trzy funkcje jednocześnie:

1) wykonawcy prawa (stosując praktycznie przepisy prawa),
2) twórcy prawa (chociaż tylko miejscowego)
3) sędziego w indywidualnych sprawach (kształtując sposób wykonywania prawa własności).

Oto wspomniany tekst:  

Prawidłowo rozumiane "wymierzanie sprawiedliwości" powinno być czymś znacznie więcej aniżeli tylko zapewnieniem funkcjonowania sądu niezawisłego i bezstronnego. Wymierzanie sprawiedliwości to gotowość ważenia argumentów, refleksyjnego odczytywania suchych przepisów, zza których sąd zawsze powinien dostrzec człowieka z krwi i kości. Sądy polskie są natomiast przywiązane do rozumowania, według którego jedynym kryterium oceny poprawności orzeczenia jest przepis prawa, poza którym nic więcej się nie liczy, a dominującą interpretacją jest interpretacja językowa bez względu na to, jak absurdalne i niesprawiedliwe rezultaty mogą z niej wyniknąć dla strony.

Sądy polskie opacznie rozumieją swoją rolę w demokratycznym państwie prawnym i sprowadzają ją do bezrefleksyjnego cytowania przepisów oraz egzekwowania procedury w oderwaniu od ich celu, konstytucyjnego kontekstu i wartości, którym powinny służyć. Tymczasem interpretacja prawa ma zmierzać do zapewnienia minimum racjonalności, a interpretator jest uprawniony do takiego stosowania przepisu, aby uniknąć interpretacji, która prowadzi do wyników niedorzecznych, absurdalnych lub rażąco niesprawiedliwych.

Sędziowie często się bronią, że tylko stosują przepisy i nie można im z tego powodu czynić zarzutu. Ich zdaniem jedynym winowajcą jest ustawodawca, który w sposób nieracjonalny zbudował regulację prawną, pewnych kwestii nie przewidział, nie dookreślił etc. O ile tej linii obrony nie można lekceważyć zupełnie, to jednak właśnie wobec ułomności polskiego ustawodawcy nie może ona zwalniać sędziego z odpowiedzialności za rozstrzygnięcie sprawy.

Sędzia, który czuje się niejako zwolniony z nakazu orzekania, bo przepis jest niejasny, nieprecyzyjny i za takim przepisem chce się schować, nie rozumie swojego zasadniczego powołania w postaci wierności wobec prawa, a nie przepisu. Niejasność przepisu nie może być dla sędziego sygnałem do konstatacji niemożności orzekania i wygodnym usprawiedliwieniem bezradności, ponieważ sądy mamy właśnie po to, aby wyłożyć i interpretować to, co jest niejasne i nieprecyzyjne.

Sędzia musi przepis umieścić w szerszym kontekście normatywnym, zsynchronizować go z innymi przepisami, wziąć pod uwagę wartości systemu prawa i na tej podstawie zbudować podstawę do swojego rozstrzygnięcia. Do sądu idziemy po to, aby uzyskać "nadwyżkę" ponad przepis, która pozwoli rozstrzygnąć spór, i to właśnie uzasadnia naszą wiarę w sądy i uzasadnia ich istnienie.

Patrząc z tej perspektywy, rzeczywistość polskiego sądu nie wygląda dobrze. W większości przypadków samo powoływanie się na argumenty niewynikające wprost z przepisu spotyka się z nierozumieniem sądu ("ale przecież przepis milczy") i oportunistycznym argumentem, że sąd stosuje tylko to, co jest zapisane wprost, i nic więcej. Sędzia boi się odczytać przepis w sposób racjonalny, zgodny ze zdrowym rozsądkiem, bo narazi się na zarzut interpretacji wbrew brzmieniu językowemu, a w konsekwencji - na uchylenie orzeczenia przez wyższą instancję.

Społeczeństwo nadal przywiązuje dużą wagę do tego, aby sąd był absolutnie niezawisły, bezstronny i niezależny. W dzisiejszych czasach nie wystarcza to jednak do stworzenia przekonania, że sprawiedliwość jest faktycznie czyniona. Coraz więcej zależy bowiem od samych sędziów. Sędzia formalnie bezstronny i niezależny może się bowiem okazać sędzią niesprawiedliwym, automatem wydającym orzeczenia. Dlatego obowiązkiem sprawiedliwego sędziego nie jest tylko proste sądzenie, ale takie, które jest "dobre".

Sędzia niezależny i bezstronny to tylko sędzia "minimalnie dobry". Sędzia w pełni "dobrze sądzący" to znacznie więcej. To osoba, która korzysta z konstytucyjnego umocowania, stabilizacji zawodowej, wiedząc, że dla jego orzecznictwa jedynym wyznacznikiem pozostaje obowiązujące prawo, sumienie i idea codziennego czynienia sprawiedliwości. To osoba, która dzięki specjalnie skonstruowanemu szkoleniu aplikacyjnemu poznaje nie tylko tajniki prawidłowego i sprawnego rozumowania prawniczego, ale także uczy się szacunku dla stron, grzeczności oraz kultury osobistej. To osoba, której władza sędziowska pozwala dostrzec człowieka, zrozumieć jego nieporadności i problemy.

Sędzia dobry to osoba otwarta, wysłuchująca wszystkich argumentów stron. Taki sędzia powściąga swoją władzę i rozumie jej granice, wykazuje skromność i brak arogancji, co pozwala mu zaakceptować, że nie korzysta z "monopolu na mądrość". Tylko taki sędzia może "dobrze sądzić", a nie jedynie "osądzać", mechanicznie i formalnie poprawnie stosując przepisy prawa.

Polski wymiar sprawiedliwości stoi więc przed dramatycznym wyzwaniem zmiany i reakcji. Zmiana, którą mam na myśli, nie ma nic wspólnego z bezrefleksyjnym i bezdusznym stosowaniem się do reguł formalnych (gdyby tak miałaby być rozumiana, sądy polskie już dzisiaj byłyby w "czołówce rankingów proceduralnych"). Nie chodzi o prosty rytuał proceduralny, ale o dobre reguły proceduralne, które zmuszają sąd do refleksji, pozwalają dostrzec po drugiej stronie stołu sędziowskiego człowieka, który ma prawo do bycia wysłuchanym, człowieka, który będzie przekonany do akceptacji rozstrzygnięcia dla siebie niekorzystnego, właśnie dlatego, że został w sądzie potraktowany poważnie. Chodzi o sędziego, który zajmie konstruktywnie krytyczne stanowisko wobec przepisu nieracjonalnego, źle skonstruowanego, w którym ustawodawca czegoś nie zawarł. Wbrew podnoszonym często przez samorząd sędziowski argumentom takie konstruktywne podejście do interpretacji nie musi wcale oznaczać dowolności i arbitralności.

Taka obrona przez samych sędziów zastanego status quo podkreśla dramat sytuacji, w jakiej się znajdujemy, skoro dla sędziów polskich istnieją tylko dwa ekstrema, pomiędzy którymi chcieliby się wygodnie poruszać: proste stosowanie przepisów na jednym biegunie albo interwencja ustawodawcza na drugim. Tymczasem pomiędzy tymi ekstremami istnieje szara strefa, którą właśnie dobrzy sędziowie powinni zagospodarować umiejętnie rekonstruowanymi regułami.

Sędzia musi wyczuwać, gdzie leży granica, której nie powinien przekraczać. Jeżeli któryś z sędziów, czytając te słowa, protestuje, oznacza to, że kompletnie nie rozumie swojej funkcji. Konieczne przewartościowanie dotyczy więc stanu umysłu, kwestii kultury prawnej i prawidłowo rozumianego etosu sądzenia w dzisiejszym skomplikowanym świecie prawnym.

Tylko połączenie etosu "dobrego sądu", prawa i procedury pozwoli na zrozumienie fundamentalnej różnicy pomiędzy sztuką "czynienia sprawiedliwości" a rzemiosłem jej "prostego wymierzania". Tak długo, jak długo sędzia nie zrozumie, że wraz ogromnymi przywilejami i poddaniu wyłącznie ustawie i konstytucji idzie olbrzymia odpowiedzialność i oczekiwania społeczne, obywatele będą bezradnie zadawać pytanie "Po co nam sądy?", a sądy beznamiętnie odpowiadać: "Po to, aby stosować przepisy".

Kontrurbanista

ZAPRASZAMY DO DYSKUSJI NA FORACH DYSKUSYJNYCH PANELU

miejsce na wypowiedzi w formie autorskich referatów (o objętości maksymalnie do 6000 znaków z podaniem autora i oświadczeniem o wyrażeniu zgody na publikację na kongresowym portalu), które można przesyłać - wyłącznie w formie elektronicznej - na adres: wirtualnykongres@gmail.com.